Jednym z głównych zadań nowego selekcjonera reprezentacji Polski będzie ponowne zaszczepienie genu zwycięstwa naszym siatkarzom. Nie da się tego zrobić bez światowej klasy rozgrywającego, a takiego brakuje nam, przynajmniej od mistrzostw świata 2014. Czy zatem wśród siatkarzy młodego pokolenia Ferdinando De Giorgi odnajdzie "nowego Pawła Zagumnego"? Na pewno są ku temu przesłanki.
Cofnijmy się najpierw do 2014 roku. Jest drugi set finału mistrzostw świata Polska – Brazylia. Siatkarze Bernardo Rezende wysoko przegrywali, ale szybko odrobili straty i mecz w katowickim Spodku zaczął przypominać ten z 2006 roku, gdy to Canarinhos kompletnie zdominowali biało-czerwonych. Wówczas wygrali w finale MŚ 3:0. Stephane Antiga nie zastanawiał się długo, zmienił Fabiana Drzyzgę wprowadzając Pawła Zagumnego, a gra Polaków odmieniła się, jak za dotknięciem magicznej różdżki. Popularny "Guma" pozostał na boisku do końca mistrzowskiego spotkania. Spotkania, które było jego ostatnim w narodowych barwach.
Wówczas stało się jasne, a przynajmniej tak nakazywała logika, że pałeczkę pierwszego rozgrywającego w kadrze przejmie Drzyzga. Siatkarz kontynuujący rodzinne tradycje – jego ojciec, Wojciech, także grał na tej pozycji – w kolejnych dwóch sezonach reprezentacyjnych nie spełnił jednak pokładanych w nim nadziei. Antiga zaczął wyżej cenić akcje Grzegorza Łomacza. Sumiennego, dokładnego, ale nie tak błyskotliwego, jak niesforny mistrz świata. W rezultacie, w najważniejszej imprezie czterolecia igrzyskach olimpijskich, to właśnie na tej pozycji zabrakło jakości. Zabrakło połączenia szaleństwa i geniuszu, jakie obecnie mają najlepsi siatkarze na tej pozycji na świecie: Bruno Rezende, Mir Saeid Marouflarkani, Simone Gianelli, Benjamin Toniutti, czy Micah Christenson.
Po igrzyskach w Rio de Janeiro, PZPS zdecydował się nie przedłużać umowy z Antigą, a to zbiegło się mniej więcej w czasie z wywiadem Drzyzgi dla "Przeglądu Sportowego", w którym bez ogródek wyraził swoje niezadowolenie ze współpracy z francuskim szkoleniowcem.
Biało-czerwoni zakończyli udział w IO na 1/4 finału, a federacja gorączkowo rozpoczęła poszukiwania nowego trenera kadry. Zdecydowano się po raz czwarty na "włoską" szkołę (po Raulu Lozano, Danielu Castellanim i Andrei Anastasim), a konkretnie na Ferdinando De Giorgiego – trzykrotnego mistrza świata, byłego wybitnego rozgrywającego. 330 występów w reprezentacji Włoch robi wrażenie, ale on jak nikt inny może zrozumieć... Drzyzgę. Dlaczego? Otóż prez większość swej kariery w Squadra Azzurra musiał godzić się z mianem tego drugiego, uznawał wyższość nie było kogo, bo genialnego Paolo Tofolego.
Po mianowaniu go selekcjonerem Polaków De Giorgi już na pierwszym spotkaniu z dziennikarzami wyznał, że będzie chciał wprowadzić nowe nazwiska do kadry. Początkowo nie zdradzał kto miałby to być, ale później, trochę sprowokowany, wyznał komu bacznie się przygląda. – Cały czas widzę, jak się rozwijają Łukasz Kozub i Marcin Komenda. W ich przypadku ważne jest umiejętne szkolenie – mówił De Giorgi.
Jak zatem wygląda polskie zaplecze na tej pozycji? Postaramy się nieco pomóc nowemu selekcjonerowi.
Prymat pierwszego
Po powrocie z IO biało-czerwoni rozjechali się do klubów, rozpoczynając żmudny okres przygotowawczy do nadchodzącego sezonu 2016/17. Drzyzga do Rzeszowa, Łomacz do Lubina. Obu nie trzeba nikomu przedstawiać. Obaj doświadczeni i ograni na międzynarodowej arenie. Rozgrywający Asseco Resovii odbudował się i na stałe zagościł w pierwszej szóstce rzeszowian. I choć wicemistrzowie Polski przeżywali w listopadzie kryzys, to teraz powoli wychodzą na prostą, a ich poczynaniami pewnie dyryguje właśnie Drzyzga. Łomacz z kolei może skupić się na sumiennej pracy na krajowym podwórku w Cuprum. Tam tylko na pojedyncze zmiany wchodzi Maciej Gorzkiewicz.
Ci stosunkowo młodzi, acz bardzo doświadczeni już siatkarze, będą bić się o miano pierwszego rozgrywającego w kadrze. Może De Giorgi, który napisał przecież książkę "Vademecum rozgrywającego", zobaczy w nich to, czego do tej pory nie widzieli inni trenerzy?
Wiecznie niespełniony
Takie miano z pewnością można przypisać Pawłowi Woickiemu. W każdym klubie, do którego przychodził, niemal zawsze musiał godzić się z rolą tego drugiego, czy to w Bełchatowie, czy też w Rzeszowie. Teraz, w wieku 33 lat, przeżywa drugą młodość w Indykpolu AZS Olsztyn, gdzie nie musi bać się o swoją pozycję. Czy jego czas w kadrze nadejdzie? Tak naprawdę nie wiadomo, ale gdy w zeszłym sezonie z kontuzją zmagał się Łomacz, to Woicki spisywał się w przyzwoicie.
Do grona niespełnionych zawodników można zaliczyć także Tomasza Kowalskiego. Gdy zaczynał swoją seniorską karierę jako młody chłopak w Asseco Resovii, wróżono mu wielką karierę. 200 cm wzrostu predestynowało go do poważnego grania, ale wtedy w 2011 roku musiał ustąpić miejsca Tichackowi i Maciejowi Dobrowolskiemu, a później tułać się po pierwszej lidze. Teraz próbuje odbudować się w ligowym średniaku z bogatą historią – AZS-ie Częstochowa.
Seniorska, brutalna rzeczywistość
Z tym problemem zderzyło się wielu młodych rozgrywających o nieprzeciętnych umiejętnościach. Z rolą drugiego rozgrywającego w PGE Skrze Bełchatów od dwóch sezonów musi godzić się Marcin Janusz. Dziś 23-letni zawodnik jest zmiennikiem Nicolasa Uriarte, ale za każdym razem, gdy wchodzi na boisko pokazuje namiastkę swoich umiejętności. Długo na swoją okazję czekał z kolei jego rówieśnik Michał Kędzierski. W Cerrad Czarnych Radom stał się pierwszoplanową postacią dopiero, gdy odszedł Lucas Kampa, najlepszy rozgrywający MŚ 2014. Reprezentantem rocznika 1994 r. jest także Nikodem Wolański. Niezwykle ekspresyjny... rezerwowy w Łuczniczce Bydgoszcz. Tam w zeszłym sezonie ustępował miejsca Brazylijczykowi Murilo Radke. Od niedawna gra w Noliko Maaseik, gdzie zaufał mu były selekcjoner Daniel Castellani. Z dobrej strony zaprezentował się w niedawnym meczu Ligi Mistrzów z Zaksą Kędzierzyn-Koźle.
Złote pokolenie
Marcin Komenda, Łukasz Kozub, Kamil Droszyński i Jan Firlej – miejmy nadzieję, że wszystkie te cztery nazwiska będziemy wymieniać jednym tchem już za parę lat, gdy okrzepną w PlusLidze lub za granicą. Wszyscy bardzo młodzi, wszyscy jeszcze bardziej perspektywiczni, a czasami bardzo niepokorni.
Tę ostatnią cechę należy przypisać Droszyńskiemu – najlepszemu rozgrywającemu mistrzostw świata kadetów 2015. Młody siatkarz odmówił przyjazdu na zgrupowanie reprezentacji Polski, za co został zawieszony na pół roku przez Wydział Dyscyplinarny PZPS, a sam wyjechał do Belgii, by grać w Lindemans Aalst. – Jest to jeden ze zdolniejszych, by nie powiedzieć najzdolniejszy młody siatkarz na tej pozycji w ostatnich latach. Ale jeśli przedkłada inną drogę do swojej kariery ponad reprezentację, to jest dla mnie szokujące – mówił kilka miesięcy temu w rozmowie ze SPORT.TVP.PL Ireneusz Mazur, były trener reprezentacji.
Wspomniani przez De Giorgiego Komenda i Kozub, to także perły polskiej siatkówki. Ten drugi godził się z mianem zmiennika Droszyńskiego, ale po jego zawieszeniu pewnie poprowadził młodzieżową kadrę to złotego medalu mistrzostw Europy. Teraz będzie jednym z głównych ogniw reprezentacji U20 Sebastiana Pawlika na przyszłorocznych mistrzostwach świata juniorów. Zarówno Komenda, jak i Kozub są pierwszymi na swej pozycji w Effectorze Kielce i MKS-ie Będzin.
A co z Firlejem? Ten występuje w Onico AZS-ie Politechnice Warszawskiej, a za mentora ma "Pana Siatkarza", Pawła Zagumnego. 20-latek korzysta z kontuzji legendy polskiej siatkówki i dyryguje grą stołecznej drużyny. I choć Piotr Gruszka nazwał go "wystawiaczem", to wiązane są z nim ogromne nadzieje, bo przecież ma zastąpić mistrza.
Przed Ferdinando De Giorgim nie lada zadanie, ale patrząc na to, w jaki sposób w Zaksie Kędzierzyn-Koźle pod jego skrzydłami rozwinął się Benjamin Toniutti, to należy mieć pewność, że Włoch i w polskich rozgrywających znajdzie, to "coś". Czy wybierze Drzyzgę, a może zaufa, komuś z "młodych wilków"? Będziemy mogli się o tym przekonać w nadchodzącym sezonie reprezentacyjnym. A w przyszłorocznych mistrzostwach Europy zobaczymy wymierne efekty jego pracy.
Pamiętajmy – z rozgrywającymi jest jak z winem: im starszy, tym lepszy.